8.5.09

Z opasłych, pokrytych kurzem tomisk, jakie lubię najbardziej

AUDIO


Gaude mater Polonia
O ciesz się, Matko-Polsko


Gaude, mater Polonia, O ciesz się, Matko-Polsko,
prole fecunda nobili. w sławne potomstwo płodna!
Summi Regis magnalia Króla królów i najwyższego Pana wielkość
laude frequenta vigili. Uwielbiaj chwałą przynależną.
Cuius benigna gratia Albowiem z Jego łaskawości
Stanislai Pontificis Biskupa Stanisława męki
passionis insignia Niezmierne, jakie on wycierpiał,
signis fulgent mirificis. Jaśnieją cudownymi znaki.
Hic certans pro iustitia, Potykał się za sprawiedliwość,
Regis non cedit furiae: Przed gniewem króla nie ustąpił:
Stat pro plebis iniuria I staje żołnierz Chrystusowy
Christi miles in acie. Za krzywdę ludu sam do walki.
Tyranni truculentiam, Ponieważ stale wypominał
Qui dum constanter arguit, On okrucieństwo tyranowi,
Martyrii victoriam Koronę zdobył męczennika,
Membratim caesus meruit. Padł posiekany na kawałki.
Novum pandit miraculum Niebiosa nowy cud zdziałały,
Splendor in sancto ceritus, Bo mocą swą Niebieski Lekarz
Redintegrat corpusculum Poćwiartowane jego ciało
Sparsum caelestis medicus. Przedziwne znowu w jedno złączył.
Sic Stanislaus pontifex Tak to Stanisław biskup przeszedł
Transit ad caeli curiam, W przybytki Króla niebieskiego,
Ut apud Deum opifex Aby u Boga Stworzyciela
Nobis imploret veniam. Nam wyjednać przebaczenie.
Poscentes eius merita, Gdy kto dla zasług jego prosi,
Salutis dona referunt: Wnet otrzymuje zbawcze dary:
Morte praeventi subita Ci, co pomarli nagłą śmiercią,
Ad vitae potum redeunt. Do życia znowu powracają.
Cuius ad tactum anuli Choroby wszelkie pod dotknięciem
Morbi fugantur turgidi: Pierścienia jego uciekają,
Ad locum sancti tumuli Przy jego świętym grobie zdrowie
Multi curantur languidi. Niemocnych wielu odzyskuje.
Surdis auditus redditur, Słuch głuchym bywa przywrócony
Claudis gressus officum, A chromy kroki stawia raźno,
Mutorum lingua solvitur Niemowom język się rozwiązał,
Et fugatur daemonium. W popłochu szatan precz ucieka.
Ergo, felix Cracovia, A przeto szczęsny ty, Krakowie,
Sacro dotata corpore Uposażony świętym ciałem,
Deum, qui fecit omnia, Błogosław po wsze czasy Boga,
Benedic omni tempore. Który z niczego wszystko stworzył.
Sit Trinitati gloria, Niech Trójcy Przenajświętszej zabrzmi
Laus, honor, iubilatio: Cześć, chwała, sława, uwielbienie,
De Martyris victoria A nam tryumfy męczennika
Sit nobis exsultatio. Niech wyjednają radość wieczną.
Amen Amen

Tekst oryginalny- Wincenty z Kielczy

Przekład polski - częściowo w wersji L. Staffa

Tekst "Gaude Mater" (zdjęcie ze strony www.staropolska.pl)



Nie byłabym sobą, gdybym folgując swojemu zamiłowaniu do starożytnych języków, nie zamieściła dziś tu tej pieśni. Pieśń to zapewne niezwykła. Mnie zawsze kojarząca się z początkiem roku akademickiego, kiedy to z ulgą a bywa że i niepokojem, bo różne były w życiu losy mojej wiary, niewiary, ateizmu itd odkrywałam, że nikt z mających coś do powiedzenia nie wstydził się u murach naszej alma mater słowa "amen". Że rozum nie wyklucza wiary. Że wiara nie jest nieracjonalna. Że może ale nie musi być małostkowa i śmieszna. Bo wszystko zależy od tego, jak się wierzy. Ale ta pieśń na w sobie coś jeszcze bardziej niezwykłego. Swego bohatera. A zarazem bohatera dnia dzisiejszego. Imię znane, oklepane osobiście go nie lubię. Ale postać jakże wielką. Święty Stanisław. Nie lubię też słodkich obrazków z aureolami, oczami mistycznie utkwionymi w niebo. Lubię tych samych ludzi widzieć inaczej. Bo przecież mistycyzm jest w codzienności. bez niej jest tylko eteryczny i nic niewart. Lubię ludzi widzieć konkretnie, jak tych, co chodzili po ziemi. Takich z krwi i kości. Dlatego zwykle zamieszczam kadry, wolę zdjęcia niż święte obrazki. Stanisław to postać tak odległa, że zdjęć brak. Ale został obraz inny. Literacki. I ten wolę.

I oto gdy święty biskup sprawował służbę Bożą w kościele Św. Michała na Skałce i błagał świętych o opiekę, on przed ołtarzem, wśród świętych obrzędów, nie bacząc na dostojeństwo stanu, miejsca ani chwili, nie lękając się świętych ani obecności Boskiego majestatu, kazał porwać biskupa i odciągnąć od ołtarza. Ale ilekroć okrutni pachołkowie próbowali rzucić się na niego, tyle razy padali, tyle razy powalała ich skrucha; a za trzecim razem upadłszy na ziemię zupełnie złagodnieli. A ów tyran stojąc przed drzwiami kościoła łaje ich obelżywie wołając: "O wy tchórze wyrodni, nie potraficie porwać jednego kapłana?" Następnie rzucił się do ołtarza i jak Idumejczyk Doeg3 podniósłszy zbrodniczą rękę na pomazańca Bożego, oderwał oblubieńca od łona oblubienicy, pasterza od trzody, zabił ojca w uścisku córki, a syna niemal we wnętrznościach matki. Cóż to za żałosne, co za przeżałobne widowisko! Okrutnie mieczem powalił bezbożnik świętego, zbrodniarz pobożnego, świętokradca biskupa, a zadawszy mu okropne rany i miecz już krwią zbroczywszy uczynił go ofiarą godną Boga. Tak sprawiedliwy ginie z rąk bezbożnika, tak dobry pasterz oddaje życie za trzodę swoją, tak ziarno zboża rzucone w ziemię wzrasta w bujny kłos i po odrzuceniu słomy dostaje się do spichlerza Pańskiego z obfitym plonem; tak żołnierz Chrystusa, tak zapaśnik Pański walczy za sprawiedliwość, zaiste jak Naboth4 umiera na swej roli, aby winnica nie stała się ogrodem warzywnym. Woła do nieba głos krwi wylanej, ziemia wilgotna od krwawej rosy nie milczy, a sam miecz zabójcy zbroczony krwią męczennika domaga się pomsty na sprawcy dokonanej zbrodni. Tak okrutnik zbrodniczymi rękami zabija niewinnego, czyniąc go pełnym chwały męczennikiem, i rozdarłszy go na kawałki, poszczególne członki jeszcze sieka i rozrzuca na wszystkie strony świata dzikim zwierzętom i ptakom niebieskim, jakby poszczególnym cząstkom członków należało wymierzyć karę i jakby sądził, że w ten sposób pamięć jego imienia usunie ze świata. O miły, o słodki wyroku Boży, pełen wszelakiej słodyczy: oto Bolesław, ów pyszny zabójca pokornego biskupa, sporządził jakby kosztowny diadem i królewską purpurę dla tegoż św. Stanisława, którego zabił okrutnymi rękami, aby on mógł wejść do pałacu Króla wieczności.
(Wincenty z Kielczy)




Rękopis strony z Kroniki Polskiej Galla Anonima, jedynego współczesnego Stanisławowi źródła historycznego, z którego dowiadujemy się o śmierci świętego, zdjęcie ze strony www.giecz.pl

Tu z kolei fragment Kadłubkowej kroniki z komentarzem ks Bolesława Przybyszewskiego

Z problematyki badań nad sprawą św. Stanisława Mistrz Wincenty Kadłubek zapisał w II księdze swej Kroniki rzekomo wygłoszony przez Bolesława Śmiałego w momencie gdy ten po opuszczeniu Polski przybył na ziemię węgierską. W monologu tym rzuca wiele oskarżeń pod adresem św. Stanisława. Zastanawiają one od dawna historyków tej epoki, toteż niektórzy usiłują nawet wyciągnąć z treści monologu ujemne wnioski tak w odniesieniu do osoby Stanisława, jak i jego działalności w Krakowie. Monolog ów został napisany przez Kadłubka, pod koniec XII stulecia , a więc po upływie całego wieku od śmierci Bolesława Śmiałego. Trudno zatem przypuścić, by ktoś wówczas jeszcze pamiętał treść wypowiedzi króla, do tego tak specyficznej wygłoszonej daleko od ziemi ojczystej. Należy więc uznać monolog za literacką fikcję, włączoną do tekstu z powodów wiadomych autorowi Kroniki. Dla jasności dalszego wykładu przytaczam odnośny fragment w przekładzie polskim.


Ówże (to jest Bolesław Śmiały przyjęty na Węgrzech przez św. Władysława zaś spryciarz tak dalece zrzucił z siebie podejrzenie świętokradztwa, że nie tylko nie uważali go za świętokradcę, lecz [widzieli w nim] najczcigodniejszego mściciela świętokradztw. Albowiem to, że w wolności urodzone niewiasty wydane zostały niewolnikom na rozpustę, że świętość małżeńskiego związku tak haniebnie zastała skalana, że zgraja niewolników sprzysięgła się przeciw panom, że tyle głów na śmierć wystawiono, że wreszcie spiskowaniem królowi gotowano zagładę - to wszystko zrzucił na św. Biskupa. Twierdzi, że w nim jest początek zdrady, korzeń wszelkiego zła; to wszystko, mówi, wypłynęło z tego zgubnego źródła. Podwójnie bezecny jest ten, który odebrawszy komuś życie, lecz nie mogąc odebrać mu sławy, usiłuje ją obrzucić i słowami prześladuje tego, który nie może prześladować. Opojem go nazywa nie biskupem, piekarzem nie pasterzem. Był, mówi, ciemięzcą od ciemiężenia nie arcykapłanem, zbieraczem bogactw a nie biskupem, szpiegiem a nie stróżem, i, na co ze wstydu rumienić się trzeba, że z badacza spraw świętych stał się badaczem nerek. I dlatego popuszczał cugli lubieżności innych, ponieważ gdzie są wspólnicy tej samej zbrodni, tam brak oskarżyciela. I cóż więcej? Całe jego zachowanie było karą dla wszystkich. Czegóż więc - rzecze - dopuszczano się, gdy usunięto zakałę królestwa, potwora ojczyzny, zgorszenie dla religii; gdy w rzeczpospolitej zgaszono publiczny pożar? Chociaż te kłamstwa w pojęciu ludzi nieświadomych przyniosły męczennikowi pewną ujmę, jednak nie mogły pozbawić go powagi świętości. Za chmurą bowiem często kryje się słońce, lecz nigdy za chmurą nie gaśnie. Wkrótce potem Bolesław dotknięty niezwykłą chorobą zadał sobie śmierć.
Zanim wszakże rozpatrzymy ten syllabus fictorum criminum św. Stanisława, z tak pozorną starannością zanotowany przez Kadłubka, przyjrzyjmy się najpierw, jak w ciągu tych stu lat, które upłynęły od śmierci Biskupa krakowskiego do czasu wygłoszenia oskarżycielskiej mowy przez pisarza z końca XII wieku, rozwijała się w Krakowie autentyczna, miejscowa tradycja o św. Biskupie, który zginął w r. 1079.

Pewnie że i stylizacji nie brak. Taka konwencja, czas, epoka. Ale za tym w wyobraźni wyłonić się może żywy konkretny człowiek. Heros, jakich dziś nie ma? Być może. Heros jakich nie potrzeba? Wątpię.

Tak postać Stanisława na podstawie Gallowej Kroniki widział Jan Matejko




Ile trzeba mieć odwagi by nazwać zło złem! By nazwać homoseksualizm chorobą, a nie normą. In vitro kradzieżą praw Boga, a nie prawem do dziecka. Ile odwagi trzeba mieć, wiedząc, że za to nie zostanie się miss USA. Albo kimś godnym poszanowania, autorytetem.


Ale były współcześnie i postacie do złudzenia przypominające świętego sprzed wieków. Abp Salwadoru Oskar Romero. 1980 rok. Śmierć u stóp ołtarza.

Jak wielka musiała być miłość arcybiskupa Salwadoru do swojego umiłowanego i cierpiącego ludu, skoro oddał swoje życie, „aby oni życie mieli i obficie mieli”. Kim był i co robił, że zastrzelono go odprawiającego Najświętszą Ofiarę? Więcej TUTAJ


Tak wiele się przez wieki zmieniło? A może nie zmieniło się nic?
Zabijano proroków Izraela. Zabito Jana Chrzciciela, zabito jego Boskiego Kuzyna, Tego, Który denerwował najbardziej. Zabito Szczepana, Piotra, Pawła, Stanisława, Romero, brata Rogera, dziś zabito kolejnych chrześcijan w Chinach, Indiach, Iraku. Bo nei chcieli zdjąć krzyżyka. I tylu, tylu zabito. Jeden z zabitych wstał z martwych. I tylko dlatego śmierć innych ma sens.
Zabito...
A nas co najwyżej wyśmieją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz