14.5.09

Modlitwa czy modlitwa?


Ostatnio, czegoś tam w necie szukając, trafiłam na ten tekst:

Prosta modlitwa
S.W. Beckett

Pisanie o modlitwie, czytanie na temat modlitwy, mówienie o modlitwie, myślenie o modlitwie i tęsknienie za modlitwą i pakowanie się ciągle więcej i więcej w te wielce niejasne wspaniałości, które powodują, że jestem świadomy spraw duchowych, ale się wcale nie modlę.

Jezus natomiast uczy nas, że modlitwa jest przede wszystkim odpowiedzią dawaną Bogu. Istotowym elementem modlitwy jest stanięcie bezbronnym wobec Boga.



Co Bóg zrobi z nami, po prostu weźmie nas w swoje posiadanie? Zapytaj się siebie: czego ja w rzeczywistości chcę, kiedy się modlę? Czy chcesz pozwolić, aby Bóg wziął ciebie w posiadanie? Jeśli przynajmniej pragniesz, aby Bóg wziął ciebie w swoje posiadanie, to już się modlisz. Na tym właśnie polega modlitwa.

Jeśli więc prawdziwie chcesz się modlić, uczyń to. Wybierz czas, chociaż kilka minut, i daj siebie samego w tym czasie całkowicie Bogu. Może nie będziesz w stanie odczuwać w tym czasie modlitewnego nastroju, ale to nie jest istotne. Ty modlisz się z powodu Boga, jesteś w tym czasie dla Niego, aby On na ciebie spojrzał, aby Ciebie kochał, aby znalazł w tobie upodobanie. Nie jest istotne, czy ty cokolwiek z tego odczuwasz i czy czerpiesz jakiekolwiek pocieszenie z twojej modlitwy. Chodzi po prostu o bycie na modlitwie, sprawa jakości nie dotyczy ciebie, a Boga. Zmęczony, czy roztargniony jestem ciągle cały dla Niego, w jakimkolwiek jestem stanie, chcę po prostu Mu się oddać.

I On ciągle oddaje się nam. Tak bardzo, że już bardziej nie można.

Co więc powinienem robić podczas modlitwy? Po prostu chodzi o stanięcie bezbronnym przed Bogiem i wówczas będę wiedział, co należy robić podczas modlitwy. Różne metody modlitwy mają oczywiście swoją wartość, ale tylko coś, co mnie pociąga, co ja pragnę robić. Ja mogę się czuć pociągany, aby medytować, śpiewać dla Niego, stanąć przed Nim na przykład w postawie skruchy lub wychwalania. Prawdopodobnie jednak najczęściej nie będę robił nic, lecz po prostu będę w Jego obecności. Nigdy dosyć podkreślania, że modlitwa jest sprawą Boga i Jego jedynym pragnieniem jest przyjść i zamieszkać w naszym sercu. Czy pozwolę Bogu na to, czy też będę się bronił przed wpływem Jego miłości?



Widzimy Jezusa, który daje siebie całkowicie Ojcu i nas pragnie zabrać ze sobą. Pozwólmy więc Duchowi świętemu, aby na nas oddziaływał, aby stawał się prawdziwie naszym Bogiem. Niezależnie od tego, jaka była moja przeszłość i jakie są moje obawy odnośnie przyszłości, pozwólmy tutaj i teraz, aby Duch Święty wypowiedział moje całkowite TAK Jezusowi i Ojcu.
Źródło


Oj , jakie to prawdziwe. I jak pokazuje, o co człowiekowi często chodzi tak naprawdę. Że niby o modlitwę, niby o otwarcie się, ale tak naprawdę, jeśli mamy zdać się na Boga, pozwolić Mu się ogarnąć, zaczyna się problem.
Eldredge napisał kiedyś w Dzikim sercu, że kobieta przez grzech pierworodny wypaczyła w sobie zdolność empatii i pomagania, którą miała niejako z natury, w charakterze daru od Boga. Od tamtej pory z pomocy zrobiła się nadopiekuńczość. I pęd do kontroli.
Rzeczywiście, nieraz by się tak chciało i Boga skontrolować, i to, jak na modlitwie w nas działa, rozłożyć Go na czynniki pierwsze, a potem uznać: No, to była modlitwa, bo dała mi to czy tamto.
A potem... okazuje się, że to wcale modlitwa nie była.
Jak to boli, jaki bunt rodzi! I jak to trudno przyjąć, że czasem zmienić trzeba nie metodę, tylko zamienić modlitwę... na modlitwę.
No tak, przecież
(...)Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą. (Rz8,26-27)



Tylko najpierw trzeba tego Ducha wpuścić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz