24.5.09

Cicho jak w kościele...

Dziś, zupełnie dla samej siebie niespodzianie, zorientowałam się, że w gruncie rzeczy, całkowicie zapomniałam o tym powiedzeniu. Jakoś tak kompletnie wyszło z mojego, hmm, obiegu. Ostatnio, siłą rzeczy albo raczej osób i okoliczności, przeżywam rzeczywistość kościoła (w sensie budynku i mieszkania Boga) dynamicznie.


zdjęcie - zasoby internetu


Bo też i takie jest moje życie. Wciąż z dzieckiem, którego trzeba pilnować, które w kościele ucieka... przed kościół itp. Nawet gdy już pójdę czasem sama, to jakoś tak człowiek się spieszy, zatroskany, cóż ten mały w domu tam wyrabia, czy nie płacze, spać nie chce, mamy nie woła itp.






Wnętrze jednego z kościołów, które darzę szczególnym sentymentem. Akurat na tym zdjęciu tego nei widać, ale jest tam przepiękne tabernakulum w kształcie serca.


Zresztą i lubię, i nie lubię chodzić do kościoła z dzieckiem. Lubię, bo widzę, jak czymś naturalnym stało się to dla mojego, skądinąd jeszcze małego syna. Że kościół to miejsce, gdzie sie klęka, robi "Amen", gdzie jest Pan Jezus. Ba, mam wrażenie nawet, że dzieci jakoś instynktownie zupełnie z daleka rozpoznają kościoły, także te pierwszy raz widziane. Dziecko wie jakoś po swojemu - że to jest miejsce wazżne. A skoro Tabernakulum jest źródłem i sensem Miłości, także tej rodzinnej - jako żywo bijące serce Boga, to jak tu dziecka nie zabierać do tego serca?
Pewnie, że przeszkadza, że czasem tę niedzielną godzinę wytrzymać mu trudno, przeżywa ją po swojemu dynamicznie i wciąż wyrywa z naszego nabożnego, ale kto wie czy rzeczywiście pobożnego zadumania, z takiego siedzenia z lubością i rozkoszowania się "jaka ta moja modlitwa przyjemna, jaka fajna, więc pewnie jest dobra".

A tu nie ma...
"Nie ma powodu, żeby Obecność Boga miała być "przyjemna". Powinna nas tylko skutecznie łączyć z Jego wolą. To jedyne, co się liczy." - pisał o. John Chapman, benedyktyn
I racja, obecnośc dziecka skutecznie z tej przyjmeności wytrąca. Z czasem łapiesz się na tym, zże zaczynasz się modlić krótko, szybko, by zdązżyć przed kolejna gonitwa za dzieckiem. szybko, ale nie z pośpiechem, bez czasu na rozwlekłośc. Trochę to tak, zże modlisz się jakby.. sednem samej siebie. Bo na nic więcej nie masz czasu.
Kościół staje się ruchem, gonitwą, pulsującym życiem. I tylko czasem chwile takie jak ta, która spotkała mnie dziś, przypominają, że jest i Milczenie.
Dziś weszłam do kompletnie pustego kościoła, co - zważywszy mój rodzinny tryb życia - nie zdarzyło mi się od paru lat. Zaszłam akurat między Mszami, do kościoła, o którym wiem, że zawsze z rana jest tam moje ulubione czasopismo, a na wieczornej czy popołudniowej Mszy już go nie ma. Drepczę więc z dzieckiem co tydzień po gazetkę, między Mszami właśnie, a potem spokojnie sobie już całą rodzinką na jakąś późniejszą Mszę. Tak było i dziś. I trafiłam na ciszę. Absolutną, kompletną.
W tej ciszy uderza jedno. Nie spokój, by się omodlić, nie błogość. Uderza Rzeczywistość. Zamilknąć, po prostu być.

Ołtarz może nie każdego zachwycający, ale dla mnie sentymentalny, niejedną sprawę przed nim w katowickiej katedrze modliłam, a całkiem niedawno dowiedziałam się, że to tabernakulum i mozaika ze złota ufundowane zostały przed laty przez kard. Josefa Ratzingera jeszcze w czasach, kiedy mu się chyba nawet nie śniło, że zostanie papieżem...

Dziecko w chuście na biodrze po dwu minutach zaczyna się nudzić, daje do zrozumienia wałtowniejszymi ruchami: Chodźmy, róbmy coś, nudzi mi się.
Jedno spojrzenie w tej ciszy na Tabernakulum jeszcze.

Jesteś. Jak dobrze, że jesteś. I będziesz. I znów, jakby tego było mało, na moich oczach zejdziesz w konsekracji na ziemię.
Ciii.
\

Kolejny kościół mój ulubiony przed laty do omadlania rzeczy różnych. Zdjęcie pożyczone stąd


Wychodzę wprost na ruchliwą ulicę.
Hałas mi nie przeszkadza. Nie ma kontrastu. Jest życie.
Może to o to chodzi, między innymi, gdy mówi się, że Bóg uświęca codzienność?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz