3.5.09

Obuchem go, obuchem!

Ostatnio znów zetknęłam się z jakże znanym, ba, bywa że oklepanym a zarazem niezwykle bogatym treściowo tekstem z Dziejów Apostolskich.
Kawał faceta. Młody zapaleniec, by nie powiedzieć pasjonat. I to zarówno w znaczeniu nowym, jak i tym dawnym uświęconym tradycją łacińską i przekazem wieków. Słowem - połączenie furiata z kimś niezłomnie przekonanym o swojej racji. O słuszności swych działań w obronie dobra.
Nie. Nie Paweł. Szaweł. Paweł to przecież ktoś zupełnie inny.


Dzieje Apostolskie,rękopis, Kodeks Aleksandryjski, V w. po Chrystusie


Robię, co w mojej mocy by bronić dobra przed jakąś dziwną sektą tego Nazarejczyka (jakby co dobrego z Nazaretu mogło być, ech!),co to różne rzeczy o Nim mówią. Że niby zmartwychwstał, a nie wiadomo, czy go nie ukradli z grobu. Że niby ma być królem Izraela. No - to jeszcze można zrozumieć jako jakieś mrzonki, fanaberie, marzenia ludu. Ale żeby uznał się za równego Bogu który mówi że sam jest jeden!? Nie no to już jest przegięcie. Bluźnierstwo. A potem wychodzi taki jeden z drugim. Jeden Szymon zdaje się, nie wiadomo czemu z imieniem nagle zmienionym na Kefas, Petrus czy jakoś tak - ach ci galilejscy rybacy! zwiedziona niewykształcona biedota z manią wielkości...Takich do zawsze da się otumanić. Wychodzi taki z drugim, co to niby jakiegoś Ducha miał otrzymać. Szczepan czy jak mu tam. I gadają. Że to niby nasza wina. Że tego, kogo my zgodnie z prawem skazaliśmy na śmierć, wskrzesił Bóg. Jakby Najwyższy miał przeczyć swemu prawu własnemu, że za bluźnierstwo należy się śmierć. Mało tego! Udają głuchych,jak im się mówi że mają przestać opowiadać te bzdury.Albo mają nasze nakazy w nosie. Z więzienia uciekają szaleńcy -trzy tysiące ludzi za jednym zamachem nabrali. Jak oni to zrobili?
No, coś trzeba z tym robić. Jest ich coraz więcej i więcej! I nie rozumiem jednego. Mój nauczyciel Gamaliel mówi, by to zostawić własnemu biegowi. Że jeśli to ludzkie bzdury, to same przejdą, miną. Ale jeśli od Boga, lepiej nie walczyć. Bo się okaże, że to walka z Bogiem.
Nie poznaję swojego rabbiego. Starszy człowiek, zapał już nie ten, pewnie mu sił brakuje i tak się pokojowo nastawia. Ale jak on, tak światły człowiek, może przypuszczać, że to jest od Boga? Nie pojmuję.

A potem Szaweł dostał w łeb. Nie jadł. Nie pił. Siedział w ciemności z niewidzącymi oczyma. Gdzie utkwionymi? O czym myślał ten gigant zapału? Bo przecież zapaleńcem nigdy być nie przestał, tylko obiekt zmienił. Co się w nim działo? O czym można myśleć przez kilka dni? Tekst jest krótki, oszczędny. I to w nim piękne. Celowe. Trafione. Bo bije po oczach. Po głowie. Krótkie celne zdania. Studnia treści.




Szaweł ciągle jeszcze siał grozę i dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich. Udał się do arcykapłana i poprosił go o listy do synagog w Damaszku, aby mógł uwięzić i przyprowadzić do Jerozolimy mężczyzn i kobiety, zwolenników tej drogi, jeśliby jakichś znalazł. Gdy zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba. A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: «Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?» «Kto jesteś, Panie?» - powiedział. A On: «Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić».
Ludzie, którzy mu towarzyszyli w drodze, oniemieli ze zdumienia, słyszeli bowiem głos, lecz nie widzieli nikogo. Szaweł podniósł się z ziemi, a kiedy otworzył oczy, nic nie widział. Wprowadzili go więc do Damaszku, trzymając za ręce. Przez trzy dni nic nie widział i ani nie jadł, ani nie pił.
(Dz 9,1-9)


Analizy i interpretacje tego tekstu i zdarzenia podkreślają niesamowitość transformacji Szawła. Jej nadprzyrodzoność. Ale mnie zastanawia coś jeszcze. Coś, co w tym tekście jest zagadką dla mnie niesamowitą. Bo oto mamy postać Szawła, a zaraz obok Ananiasza. Do pierwszego Pan podszedł z grubej rury. Przyszły Paweł dowiedział się tylko, że Jezus jest żyje czuje. Odczuwa bycie prześladowanym. Tyle wiemy z Dziejów. Reszta to tajemnica.



Szaweł nie wie, czego od niego chce ów Jezus. Nie wiemy nawet, czy i jak zdobył otwartość na Niego w czasie tych trzech dni ciemności i milczenia. Ananiasz słyszy:
«Ananiaszu!» - przemówił do niego Pan w widzeniu. A on odrzekł: «Jestem, Panie!» A Pan do niego: «Idź na ulicę Prostą i zapytaj w domu Judy o Szawła z Tarsu, bo właśnie się modli». (I ujrzał w widzeniu, jak człowiek imieniem Ananiasz wszedł i położył na nim ręce, aby przejrzał). «Panie - odpowiedział Ananiasz - słyszałem z wielu stron, jak dużo złego wyrządził ten człowiek świętym Twoim w Jerozolimie. I ma on także władzę od arcykapłanów więzić tutaj wszystkich, którzy wzywają Twego imienia». «Idź - odpowiedział mu Pan - bo wybrałem sobie tego człowieka za narzędzie. On zaniesie imię moje do pogan i królów, i do synów Izraela. I pokażę mu, jak wiele będzie musiał wycierpieć dla mego imienia».
Wtedy Ananiasz poszedł. Wszedł do domu, położył na nim ręce i powiedział: «Szawle, bracie, Pan Jezus, który ukazał ci się na drodze, którą szedłeś, przysłał mnie, abyś przejrzał i został napełniony Duchem Świętym». Natychmiast jakby łuski spadły z jego oczu i odzyskał wzrok, i został ochrzczony. A gdy go nakarmiono, odzyskał siły.(Dz 9,10-19)




Wydawałoby się dużo konkretniejsze wezwanie. Też jest wołany po imieniu. Ale inaczej niż Szaweł. Wołany po prostu. Jakby Jezus czekał na to, czy Ananiasz będzie otwarty... Ananiasza Jezus woła i czeka. Pawła pyta, lecz nie otrzymuje odpowiedzi. Co więcej, w zamian sam Bóg dostaje pytanie:A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: «Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?» «Kto jesteś, Panie?» - powiedział.
Jakby Szaweł chciał powiedzieć: "Ale zaraz, zaraz, kto mówi. Z byle kim nie gadam." Wtedy zostaje porażony. Informacja go powaliła.

Ileż my dziś mamy powalających informacji! Ale ta powala najbardziej. Bo jest Osobą.


Figura św. Pawła, w tle figura Chrystusa, Plac św. Piotra, Rzym

Z Ananiaszem będącym już po stronie Jezusa jest inaczej. On wie, Kto go woła. Jest otwarty. Boi się jednak tego, co ma zrobić. Ale nie boi się mówić o tym. Zastanawia mnie, że Szawła Jezus nie pyta o otwartość. Wchodzi w jego życie z butami. Jakby nie dawał mu wyboru.

Wybrał Szawła, ale czy pozwolił Szawłowi wybrać siebie? Nie mamy ani słowa o wątpliwościach tego młodzika, tego złamanego wpół chojraka. Ananiasz swoje wątpliwości przedstawia. Bóg go przekonuje, a on decyduje się Boga posłuchać.. A Szaweł czy był zmuszony? Powalony na ziemię, niewidomy. Z wrażenia a może po to, by za swe błędy pokutować, pozostający o głodzie. Wygląda jakby nie miał wyboru. Jakby musiał się za Jezusem opowiedzieć. Ale wcale nie. Nie usłyszał przecież: "Jak opowiesz się po Mojej stronie, to odzyskasz wzrok." Doszło tymczasem jego uszu takie oto zdanie, brzmiące jak rozkaz, których pewnie Szaweł nie lubił, bo - zdaje się- sam rozkazywał nader często, a kto ma władze, ten innej władzy nad sobą nie znosi: "Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić".
Mógł nie iść. Popaść w rozpacz. Uznać, że coś mu się przywidziało od zmęczenia upałem na drodze do Damaszku. Mógł siedzieć do końca i płakać nad swoją ślepotą. Mieć pretensje do siebie, Boga, świata. Mógł. Ale serce mu nie pozwoliło.

Mógł, ale wtedy nigdy by się nie dowiedział, co wymyślił dla niego Jezus.




I nigdy w życiu świat nie ujrzałby tego:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz