23.5.09

Syrofenicjanka raz jeszcze

Ta kananejka wczoraj opisana nie dawała mi jakoś spokoju, stąd o niej dziś postanowiłam dorzucić coś raz jeszcze. Krótko, ale tak bardziej ku pamięci dla siebie samej nawet.
Gdy się przyjrzeć trzemy wypowiedziom kobiety, skierowanym do Jezusa, jakież one są znamienne.
Najpierw woła ona:
"Panie, Synu Dawida".
"Panie" i tu oficjalny, piękny, jakże dostojny tytuł. Jezus przecież faktycznie z rodu królewskiego pochodził, zresztą jego przybrany ojciec Józef też. A i Maryja, jego matka, jak mówią historyczne źródła, z rodu królewskiego była.



Królewski Syn Dawida...

On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołociłsamego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka,
uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM- ku chwale Boga Ojca (Flp 2,6-11)


Jednym słowem - kananejka zwraca się do Jezusa oficjalnie, pięknie, ale oficjalnie. Jezus jest Panem, jest Synem Dawida, to nie ulega wątpliwości. "Panie" może być tutaj i tytułem grzecznościowym, jakiego uzywano w tamtych rejonach w czasach Jezusa właśnie, ale może tez być i jakąś formą wyznania przekonania czy wiary o Panowaniu Jezusa nad wsyztskim. Tutaj z kontekstu mozna by wywnioskować, że chodziłoby raczej o tytuł grzecznościowy. Coś na zasadzie: "Ty jesteś tak wielki, że na pewno mi pomożesz".
Później mamy już samo: "Panie". W połączeniu z gestem padnięcia do nóg owo "Panie" uznać można za wyraz uniżenia.
Na końcu zaś jest: "Tak, Panie". I na tę wypowiedź Jezus dopiero odpowiada.

Bóg nie oczekuje od nas tytułów, ma je sam z siebie. Oczekuje jednak czegoś, co tylko my - paradoksalnie - możemy Mu dać, czego On nie może na nas wymusić, czego immanentnie nie posiada. Naszej zgody. Naszego "tak".
On nie lubuje się w naszym poniżaniu. Sam pierwszy powiedział Ojcu "tak", jeszcze nim przyszedł na ziemię. Na ziemi całe Jego życie było "tak".



Bóg, chcąc nas wysłuchać, musi usłyszeć nasze "tak, Panie", na wszystko co nam powie.


W przeciwnym razie byśmy Go uczynili marionetką na naszych sznurkach, chłopcem na posyłki, nie traktowali Go serio dla Niego samego. A On na to nie pozwoli. Nie dlatego, że jest kapryśny i tak Mu się ubzdurało. Dlatego, że jako jedyny na sto procent jest prawdziwy, jest Życiem, jest Prawdą, po prostu... JEST.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz