14.5.09

Słowem po oczach

Ewangelia Jana ma w sobie coś przyciągającego, jest tak gęsta od treści (oczywiście, każda z czterech jest gęsta, ale ta jakoś tak szczególnie w moje struny uderza), że nie wiadomo, gdzie głowę i serce podziać.

Tzw. rękopis Rylandsa, manuskrypt Ewangelii Janowej z ok 125r.


Człowiek staje zdumiony, zasłuchany, z sercem tak zranionym, tak zaniepokojonym tym Słowem, że Słowo to, choćby człowiek nie wiadomo co robił, przyciąga jak magnes, wwierca się, napomina, osądza, ale niemalże namacalnie pokazuje też miłość.
A raczej Miłość. Jakoś tak bardziej czytelnie dla mnie niż pozostałe trzy Ewangelie. Dlaczego bardziej czytelnie? Nie wiem. Może to gęstość treści, stylu, pieszcząca moje filologiczne podniebienie? Może to przez to, że jestem kobietą, a Jan taki uczuciowy, nieoszczędny w słowach? Zupełnie jak nie facet. Albo jak facet raczej młody, zakochany za to do szaleństwa w Jezusie i szczególnie pieczołowicie w pamięci Jego słowa Miłości przechowujący?
Tak czy siak, Jan daje Słowem po oczach.

Wyspa Patmos, gdzie św. Jan miał Objawienie z Apokalipsy

Dzisiejszy fragment Ewangelii. Niby znany, ale znów sięgający głębi, odkrywający coś nowego:
Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali. (J 15,9-17)

Dwie rzeczy rzucają się w oczy albo raczej w serce przede wszystkim:
Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej.
No właśnie - nie jak będziecie czuć moją obecność, moją miłość, jak będziecie czuć, że jesteście wobec Mnie OK itp. Nie. Jeśli będziecie zachowywać przykazania. Jakie to proste! A jak denerwujące czasami!
I druga rzecz:
Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem.
No tak, a nam się z reguły chyba wydaje, że jest dokładnie odwrotnie. Że to MOJA decyzja opowiedzenia się za wiarą, że przecież mogę zrezygnować w każdej chwili.
No, mogę, mogę ale sumienie nie da mi spokoju tak łatwo. No chyba żeby je zakneblować. Nie da spokoju, bo jest Ktoś, od Kogo ta nasza droga wiary się zaczęła.

Pulpit średniowiecznego skryptora, jeden z wielu, na których mnisi przepisywali święte księgi. Ten pochodzi z muzeum w Malborku.



Miałam opisać dwie rzeczy, ale będzie jedna jeszcze. Tez dziś zupełnie dla mnie odkrywcza, choć fragment znany od lat.
(...)przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje.
On nas przeznaczył na to, byśmy Mu byli tak wierni, że naszym owocem stanie się prośba, której Bóg zawsze wysłucha, bo będziemy z Nim tak zjednoczeni, że będziemy umieć prosić TYLKO w Imię Jezusa, i tylko o to, co jest Jego wolą.
Jezus przeznaczył nas na to, by Ojciec dał nam wszystko, o co Go poprosimy.

To odkrycie jest dla mnie szokiem.
A ja wciąż się zastanawiam, czy jest sens latami prosić o to samo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz