20.4.10

Na szybko

Oj, dawno mnie tu nie było, wiele się zmieniło u mnie od ostatniego mojego pobytu tutaj, zostałam mama drugiego łobuza (zdecydowanie przed terminem, bo powinien urodzić się pojutrze, a ma już ponad miesiąc). Nie było mnie dawno, a i weny do pisania jakoś brak, ale weszłam tu w końcu, zaispirowana wczorajszym czytaniem bloga Kamili z Zakamarka, która zalinkowąła niesamowicie nakręcony zbiór epitafiów. Linkuje więc go tutaj i ja, bo- myślę - wart jest tego. To historie postrzepione, ułamkowe - z listów, fotografii, wspomnień. Ale boleśnie prawdziwe.

Epitafia Katyńskie

To tylko, albo aż, 44 historie spośród 22 tysięcy.. Prywatnie dodam, że najbardziej mi utkwił w pamięci obraz tysięcy miniaturowych zdjęć legitymacyjnych i historia ostatniego kapelana obozu...
I na koniec - jest pewien cżłowiek, jeden z 432, którzy ocaleli - nieżyjący już Stanisław Swianiewicz. Postanowiłam przeczytać jego wspomnienia i cudem (bo nakład jego książki pt "W cieniu Katynia"wykupiono, tez w antykwariatach) udało mi się przez internet te książkę kupić w jakimś zapomnianym antykwariacie. Oto historia Swianiewicza

I na koniec: dziwi to mnie samą, ale im starsza jestem, tym bardziej dotyka mnie Historia. ta dziejąca się teraz (aż nie chce się wierzyć, ze żyjemy w środku tej wielkiej historii, stąd tak trudno mi wciąż w katastrofę pod Smoleńskiem tak naprawdę uwierzyć, ale synowi wytłumaczyłam co się stało, może zapamięta i to w nim odżyje, gdy będzie o tym czytał w szkole w podręcznikach historii) i ta sprzed lat. Tak po cichu myślę, że jak się ma dzieci, to bardziej się przeżywa to wszystko, bo w wielkiej Historii przestaje sie widzieć abstrakcję, a zaczyna dostrzegać dramaty konkretnych ludzi, które składają się na dramat kraju. I to chyba tak ma być, bo kraj nie jest przecież abstrakcją. tym bardziej nie jest nią Naród. (Kiedyś miałam alergię na takie tematy, jak to się mówiło "bogoojczyźniane". Ale czas zrobił swoje - zaczyna się rozumieć.... Choć bezmiaru tragedii nie zrozumie się nigdy.