18.5.09

Modlitwa perypatetycka

Dziś praktycznie, bo jakoś tak i dni takie inne, że rozpisać w swoim tradycyjnym stylu się nie umiem. Ot, tak, życie toczy się po prostu. Jak przyroda, jak wszystko.




Od zawsze, pamiętam, lubiłam na studiach zajęcia z filozofii. Na jednych z nich któryś z prowadzących wspomniał o perypatetykach, pamiętam, że to była wypowiedź nieco pogardliwa. No bo cóż to za filozofia uprawiana tak przy okazji, bez głębi itp. Taki ton był w głosie prowadzącego, choć ta opinia nie pojawiła się expressis verbis.
Ale ci perypatetycy jakoś tak nie dawali mi spokoju, nie żebym się z nimi utożsamiała, ot, po prostu jako ciekawe postacie. Albo raczej postawy życiowe.
Perypatetycy (z greckiego peripatetikós - "przechadzający się"), w szerokim znaczeniu: zwolennicy arystotelizmu w filozofii i w nauce. W wąskim znaczeniu: uczniowie Arystotelesa, nazywani tak ze względu na zwyczaj prowadzenia wykładów i dysput filozoficznych podczas przechadzek lub z powodu położenia szkoły przy promenadzie.

Źródło

Po latach odkryłam, że nawet nie wiem kiedy, perypatetycki algorytm na myślenie i przeżywanie stał mi się bardzo bliski.
Jest taka książka "Zbyt zajęci, by się nie modlić".
No właśnie. Muszę ją kiedyś przeczytać, na razie o niej tylko słyszałam, ale tytuł mówi sam za siebie.

Dzieje i drogi modlitwy bywają różne. Tak różne, jak róże są gadulstwo i milczenie, które tę modlitwę zaczynają i kończą. Czasem na tej drodze jest jedno wielkie "stop". Albo raczej "Idź dalej", a nas wmurowało.
I mnie wmurowywało od czasu do czasu, bywa, że na dłużej. Bo przecież jak człowiek zajęty, to kiedy się tu modlić? No nie ma kiedy. To się nie modlić wcale. I niemodlitwa taka narasta w człowieku i narasta.



A potem przychodzi jakiś taki moment, że mając dziecko, dom, rodzinę, zwierzaki na głowie - człowiek właśnie się staje zbyt zajętym, by się nie modlić. Bo w niemodlitwie, jak w braku powietrza, można się udusić.
Jak pogodzić modlitwę z życiem? Po perypatetycku najlepiej - jak oddychanie. Jak się idzie, to się oddycha, nie da się inaczej. jak się żyje, to się modli. Trzeba zrobić tak, żeby też nie dało się inaczej. Żeby to się stało drugim albo raczej pierwszym ja.
Przyznam szerze - też perypatetycką modlitwę przed laty uważałam za gorszą. Bo to takie poświęcanie czasu Bogu na pół gwizdka, bo to, bo tamto.
Tymczasem prawda jest taka - potrzebne i jedno - modlitwa z czasem tylko na modlitwę właśnie, i drugie - modlitwa chodząca, wycierająca kurze itp.
Most Karola w Pradze, ten klimat sprzyja refleksji i chodzeniu. na co dzień niedostępny, ale pomarzyć można...
zdjęcie zapożyczone z cudaswiata.pl

Jak na to tak spojrzeć, to matka małego dziecka ma w gruncie rzeczy dużo czasu - a to karmienie, a to usypianie, a to noszenie w tę i z powrotem młodego człowieka, by wreszcie raczył zasnąć...
A ja nie umiem po mieszkaniu chodzić bez celu, czekając na zaśnięcie latorośli. Zezłościć się tylko można, gdy to za długo trwa i gdy w kółko się o tym myśli. Albo o tym, co jeszcze niezrobione, a co koniecznie trzeba zrobić, gdy zaśnie.


Nie żeby modlitwa była sposobem na wyciszenie, ale zawsze przy okazji taki też efekt ma.
W sukurs takim pomysłom przychodzą inne, jak choćby wersje Biblii, litanii czy czytań do zainstalowania na komórce. Jakie to zmyślne, i zawsze pod ręką. I już wykręcić się nie można, że nie ma kiedy...
Bo w życiu tak naprawdę chodzi o... mistykę codzienności, jak to kiedyś ktoś napisał.




Komu nie działa, to TU
SDM - sanctus

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz