11.7.09

I co ja z tego będe mieć?!

Serdecznie nie znoszę tego pytania, nienawidzę go po prostu. A jednak, kiedy czytam dzisiejszą Ewangelię, widzę jak bliskie ludzkiemu zwykłemu, a więc i mojemu sercu jest to pytanie, wyrażające czasem rozgoryczenie, czasem może i zazdrość, że ci, co żyją, jakby Boga nie było, mają się lepiej- i tak dalej.




Mt 19,27-29 -------------------- "Wówczas Piotr powiedział: Oto my zostawiliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą. Co za to otrzymamy? Jezus im odpowiedział: Zapewniam was: Ponieważ poszliście za Mną, to przy odnowieniu świata, kiedy Syn Człowieczy zasiądzie na chwalebnym tronie, również i wy zasiądziecie na dwunastu tronach i będziecie rządzili dwunastoma plemionami Izraela. I każdy, kto ze względu na Mnie opuścił dom, braci, siostry, ojca, matkę dzieci lub pole, stokroć więcej otrzyma i będzie miał udział w życiu wiecznym."
Ciekawe, bardzo ciekawe i moją uwagę wzbudzało od lat, zastanawiało - że Jezus mówi o opuszczeniu dla Niego wszystkiego. Nawet własnego dziecka, własnych rodziców (to jeszcze można zrozumieć, w końcu dla współmałżonka się rodziców opuszcza, to tym bardziej można ich opuścić dla Jezusa), ale nigdy nie powiedział o zostawieniu dla Niego męża czy zony. Ciekawe, prawda?
To chyba, tak myślę, potwierdza jedną z wielkich Bożych prawd, która tak pięknie widać we fragmencie:


Łk 8,19-21

Przybyła do Niego matka i Jego bracia, lecz z powodu tłumu nie mogli się z Nim spotkać. Powiadomiono Go: "Twoja matka i Twoi bracia stoją na zewnątrz i chcą się z Tobą zobaczyć". On w odpowiedzi rzekł im: "Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i spełniają je".


- więzy stworzone przez Boga i na mocy Jego prawa są silniejsze od więzów krwi.
Małżeństwo to więź niezwykle silna, trudna, a zarazem i piękna. Każdy, kto żyje w sakramentalnym małżeństwie, chyba tego doświadczył. Więź nic wspólnego z krwią nie mająca, a jednak tak silna, tak piękna i potrzebna. Więź z zamysłu Boga i przez Niego pobłogosławiona, dająca podstawy do tworzenia naturalnych więzi - ojcostwa, macierzyństwa.




Opuścić ojca, matkę dla Królestwa - pójść własną drogą, odkryć własne powołanie do świętości, niekoniecznie takie, jakie wymyślili dla nas rodzice. Opuścić majątek - nie dać się zwariować, nie sprzedać serca, miłości dla pieniędzy.
Ale co to znaczy opuścić dzieci dla Królestwa Bożego? Własne dzieci? Nie wydzierać ich Bogu siłą przez in vitro, przez leczenie niepłodności u bioenergoterapeuty, homeopaty, modlitwy do nie wiadomo jakich bóstw - no zgoda. Ale jak opuścić dla Królestwa dzieci, które się już ma? O co chodzi?
Nie wiem, po prostu nie wiem. Jako matka, jako chrześcijanka - nie wiem. Pozwolić im na ich własne powołanie? Nie przeszkadzać im w ich drodze do Królestwa? A może coś jeszcze?



1 komentarz:

  1. Może opuścić dzieci dla Królestwa Bozego znaczy tylko tyle, żeby nie były dla nas na 1 miejscu:))
    One są ważne jak najbardziej i się z tym zgadzam, ale najważniejszy jest Pan Bóg a po Nim wszystko inne.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń