
Byłem głodny, a ty założyłeś klub humanitarny, żeby dyskutować o moim głodzie. (...) Byłem nagi, a ty rozmyślałeś o moralności. Byłem chory, a ty klęczałeś i dziękowałeś Bogu za swoje zdrowie. Byłem bezdomny, a ty mówiłeś mi o duchowym schronieniu, jakie wszyscy mamy u Boga. Byłem samotny, a ty zostawiłeś mnie samego, żeby modlić się za mnie.

Chrześcijaninie, czujesz się tak bliski Bogu, a ja wciąż jestem głodny, samotny i zmarznięty - Bob Rowland.
Nawet nie Wiesz jak mi uderza nie tylko prosto w serce, ale między oczy ten tekst.. ile jest we mnie spychologii!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCzasem jednak lepiej jest być obecnym na sposób duchowy, swoją obecnością nie przeszkadzać Bogu, który w ostateczności posługuje się samotnością...
OdpowiedzUsuńA czasem jest też tak, że łatwo sobie, zwłaszcza mając rodzinę, wytłumaczyć:m ech, nie mam czasu pomagać ludziom, dziecko mi płacze. I złościć się na nie w środku nocy, że spać nie daje.
OdpowiedzUsuńA przecież to jest pielęgnowanie chorego Chrystusa też właśnie. A tak łatwo Go nie widzieć we własnej rodzinie. I jeszcze mieć pretensje, ze czegoś od nas potrzebuje, bo przecież ja mam jakieś tam swoje superważne sprawy...Albo choćby chęć odpoczynku.
Co zaś do obecności duchowej. To niełatwe, zwłaszcza w dzisiejszych aktywistycznych czasach. Bo czasem tak trudno uwierzyć, ze ta duchowa obecność jest naprawdę obecnością. Czasem nawet bardziej obecnością niż obecność działająca.
OdpowiedzUsuńWobec chorych, których spotykam w szpitalu czasem znajduję usprawiedliwienie: co znowu piżama do kupienia ? lub szampon? lub karta telefoniczna? a o Komunii to nawet słyszec nie chce... i na szczęście przychodzi refleksja... zapragnie wszystkiego, tylko najpierw jego ciało potrzebuje... (Maslow by miał tu coś do powiedzenia) Jezus najpierw potrzebował pieluchy, ciepła, jedzenia, schronienia, wody... a jak dorósł to nauczał w świątyni
OdpowiedzUsuń