29.7.09

Co w moim życiu "namieszał" pewien nawrócony rycerz?




Pozostając w kręgu lipcowych sentymentów do lipcowych świętych, o których kiedyś tu wspominałam, nie mogę pominąć patrona dania dzisiejszego - św. Ignacego z Loyoli. Pominąć go nie mogę z dwu powodów. Z powodów, jak się można domyślić - osobistych. Chodzi mi nie tyle o historię tego świętego, ile o jego osobowość. I o to, czego dokonał.

Ignacy Loyola- Exercitia spiritualia (Ćwiczenia duchowne)


Pisałam już kiedyś, że przez lata zafascynowana byłam duchowością Karmelu, tą specyficzną duchowością spotkania. Przez lata też jednak szukałam recepty na moje problemy z modlitwą. Recepty na coś więcej niż modlitwy ustne, nauczone od dziecka. Recepty na odkrycie głębi tych modlitw, ale też na bycie z Pismem Świętym. Bo w ogóle też w historii mojego nawrócenia, które - to nawrócenie pierwsze i fundamentalne - odbyło się we mnie przed(zaraz, zaraz, niech policzę) jakoś dwunastu czy trzynastu laty - w historii tego pierwszego nawrócenia Pismo Święte właśnie mnie prześladowało.


Miałam w swoim życiu taki czas, kiedy uparcie wszystkim wokoło - i sobie też - wmawiałam, ze jestem ateistką, że Boga nie ma itd itp, rzeczy, których tu powtarzać nie chcę, bo dziś już trudno mi przechodzą przez gardło. W głębi duszy wiedziałam, że Bóg jest. Tak jak wiedziałam, że jest powietrze, którym oddycham - choć go nie widzę. Całemu światu chciałam udowodnić własną samowystarczalność. Ale gdy przychodziły chwile samotności, które - o dziwo - lubiłam, dopadała mnie moja bezsilność. Płakałam i po kryjomu, by ktoś mnie przypadkiem nie zauważył, brałam z półki Biblię mojej siostry, otwierałam na chybił trafił i godzinami czytałam. Nie wiem, dlaczego. czułam, że muszę. Że gdy czytam, coś powoli we mnie pęka.
No i kiedyś pękło.


Ale problemy z modlitwą zaczęłam mieć od tamtej pory. Brakowało mi jakiegoś algorytmu, sposobu. W modlitwie nie można się przecież tylko na uczuciach opierać, trzeba je w nią jakoś wpleść, ale nie czynić ich warunkiem modlitwy czy miernikiem jej skuteczności.
I wtedy, na wakacyjnym wyjeździe dla młodzieży, trafiłam na wprowadzenie do rekolekcji ignacjańskich, robione przez pewnego księdza, który sam tą duchowością był zafascynowany. Zrobił kilka wprowadzeń do medytacji, potem ja pożyczyłam parę książek z wprowadzeniami. Wreszcie pojechałam na takie rekolekcje zamknięte do jezuitów do Częstochowy. Tydzień milczenia. Tylko ja i Bóg i rozmowy z kierownikiem duchowym. Zero komórek, wyjść na zewnątrz (oczywiście nikt nas nie kontrolował, bo to nie więzienie, ale po prostu w naszym duchowym interesie leżało trzymać się wytycznych). Opłacało się. Rekolekcje pamiętam do dziś, do dziś we mnie owocują, do mnie wracają. I duchowość, i ich konkretna wymowa. Odkryłam, jak podejść do Biblii, by nie szukać tam siebie, ale kiedyś - szukając Boga - i siebie odnaleźć.
Od tamtej pory, kiedy nie mam ktoregoś dnia swoich kilkunastu minut z Biblia, czuję się po prostu głodna To jest chwila, która musi być, by pomilczeć, by Boga usłyszeć i...powiedzieć Mu, że choć słyszę, wciąż słuchać, być posłuszna nie potrafię.



Duchowość ignacjańska wprowadziła mnie w niesamowite doświadczenie modlitwy. niesamowite nie dlatego, że jest to jakaś modlitwa bujająca w obłokach. Nie, bo tak nie jest. Niesamowite dlatego, że to właśnie modlitwa chodząca twardo po ziemi. Odnosząca sie do tego, co mnie w Słowie zachwyca, czasem denerwuje. Do tego, co mnie stanowi. To, jak ja to w skrócie nazywam, połaczenie duchowości z psychologią.
Wtedy też zaczęła się moja fascynacja psychologią w ogóle.
Doświadczenie milczenia też jest niesamowite. Zwłaszcza dla mnie - gaduły. Kiedy w tłumie ludzi w stołówce nikt się nie odzywa, a jest tylko uśmiech i prośba gestem o podanie soli, po jakimś czasie przestajesz się bać, co ktoś o tobie powie - po przecież nie powie. Potem już nawet się nie zastanawiasz, co pomyśli. Jesteś sobą. To oczyszcza. Czyni ludzi bardziej delikatnymi. To widać. A jak potem miło się rozmawia już po rekolekcjach z kimś, kogo znasz tylko ze wspólnego stolika i z perspektywy milczenia...
Marzyłam kiedyś o odprawieniu całego cyklu rekolekcji ignacjańskich (byłam tylko na fundamencie), ale moje losy życiowe potoczyły się inaczej. teraz mam rodzinę i nie mogę sobie tak po prostu wyjechać i nie odbierać telefonów.
Ale to nic. Widocznie tak ma być. Zawsze przecież mogę brać owoce z tego drzewa ignacjańskiej duchowości zasadzonego we mnie przed laty. Byle tylko nie zapomnieć na co dzień podlewać to drzewo.


Powód mojego sentymentu do św. Ignacego jest jeszcze jeden. Kiedy braliśmy z mężem ślub, odruchowo zerknęłam do kalendarza, kogóż to tego dnia jest wspomnienie. tak trochę jakby w poszukiwaniu patrona naszego małżeństwa. Patrzę - a to właśnie Ignacy. Patron od duchowości i psychologii. Heh, ale się przyda w małżeństwie. I tak już nam patronuje pięć okrągłych lat - dziś mija....


Ja to w ogóle się śmieję, że naszą rodzinę coś lubią Ignacowie wyjątkowo. Mój syn tez urodzony w Ignacego. Co prawda Antiocheńskiego...
Wracając do kwestii duchowości ignacjańskiej - cieszę się, że na nią trafiłam. Uzupełnia się dla mnie z duchowością karmelitańską tak jakoś. O szczegółach i rysach tej duchowości dużo by pisać, dla zainteresowanych więc, podaję kilka linków. Będą też stale dostępne w linkowni obok - po prawej stronie bloga.

Wprowadzenia do medytacji i kontemplacji na podstawie Ćwiczeń duchownych Ignacego Loyoli (książki online)
Część I
Część II
Część III
Część IV

Zagadnienia duchowe
TUTAJ

Rekolekcje ignacjańskie
TUTAJ, także rekolekcje www, ale nie tylko

Bardzo cenna książka o medytacji chrześcijańskiej
TUTAJ

3 komentarze:

  1. Ajajaj, tekst, napisany z wyprzedzeniem, miał się ukazać 31 lipca, ale komputer mi coś z datami pomieszał, niech więc już zostanie ten wpis...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak właśnie myślałem... Dziś jest wspomnienie Św. Marty. :) Mamy wspólne poszukiwania jeżeli chodzi o psycologię i duchowość i możliwość połączenia. Jadę w sierpniu na drugi tydzień ćwiczeń. Dzięki za podjęcie modlitwy. Pozdrawiam!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę rekolekcji... :)

    OdpowiedzUsuń