23.8.10

Poczucie bezpieczeństwa

Bracia: Zapomnieliście o upomnieniu, które się zwraca do was, jako do synów: „Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo tego Pan miłuje, kogo karze, chłoszcze każdego, którego za syna przyjmuje”. Trwajcież w karności. Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości. Dlatego wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana. Czyńcie proste ślady nogami waszymi, aby kto chromy, nie zbłądził, ale był raczej uzdrowiony.
Hbr 12,5-7.11-13


To czytanie mszalne z wczoraj.

Czytam, słucham i... czuję się bezpiecznie. W tych obietnicach...kary jest coś takiego...co wszystko ustawia na swoim miejscu.
Jestem Jego dzieckiem bo On tak chciał. I Bogu dzięki, że ten Bóg właśnie mnie rozpieszcza, ale nie rozpuszcza. Że obiecuje, że będzie mnie wychowywał.


"Jak Matka pieści swe dziecię, tak ja was pocieszać będę, przy piersiach was poniosę, a na kolanach będę się z wami pieścić" (Iz 46, 13 i 12)

Wiem,że czasem dostanę po łapach. Ale też wiem, że to nie dlatego, że On jest złośliwy (o, jak On musi cierpieć, widząc, jak przypisuje się Mu wszelkie złośliwości i okrucieństwo). Czasem będzie mi źle, ciasno, niewygodnie, ale wiem jedno - On mnie wychowuje. Wychowuje mnie, bo chce. Bo nie jestem Mu obojętna. Rozumiem to jakoś, bo z tego samego powodu wychowuję swoje własne dzieci - bo je kocham.
Czuje się bezpiecznie, nawet jeśli wiem, że On w sytuacji podbramkowej przytrzyma mnie za fraki i to będzie bardzo dla mnie nieprzyjemne. Czuje się bezpiecznie, bo On wie lepiej. Bo...

Uznaj swym sercem, że jak wychowuje człowiek swego syna, tak twój Bóg, Jahwe, wychowuje ciebie" (Pp 8, 5).

Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem,
i syna swego wezwałem z Egiptu.
Im bardziej ich wzywałem,
tym dalej odchodzili ode Mnie,
a składali ofiary Baalom
i bożkom palili kadzidła.
A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima,
na swe ramiona ich brałem;
oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich.
Pociągnąłem ich ludzkimi więzami,
a były to więzy miłości.
Byłem dla nich jak ten, co podnosi
do swego policzka niemowlę -
schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go.
(Oz 11, 1-4)





Nieraz byłam wściekła, że On nie daje tego czy tamtego, że nie działa jak automat do Coca-Coli. Dziś wiem, że takiego Boga bym nie chciała. Miałabym wszystko, ale nie byłabym szczęśliwa. Miałabym wszystko, ale nie czułabym się bezpieczna. Tymczasem dzięki takiemu prawdziwemu Ojcu bezpieczna się czuję. Do głębi samej mojej istoty. Właśnie dlatego, że On przytula, ale i karci, kiedy trzeba.
Tylko takiego Boga mogę kochać - mądrego. I nade wszystko-prawdziwego.


3 komentarze:

  1. Z jednej strony Bóg jawi się nam jako kochający Ojciec i to prawda. Jest też inne oblicze Boga. Bóg jako mściciel, sędzia. Paradoks? Owszem, trudne to sprawy do pogodzenia ale to właśnie powinno wyzwalać w nas miłość do Boga i taką drogę odnajdziemy m.in choćby np u Sępa Sarzyńskiego (tak zdarzyło mi się dziś wyczytać akurat to w pewnej książce :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Sęp, mój konik z czasów studiów, że tak zoologicznie powiem.

    OdpowiedzUsuń