27.11.10

U progu oczekiwania

Od ZaMyślenia codzienne


Ks. prałat Bogdan Bartołd, Zamyślenia na czas Adwentu

Niedługo rozpocznie się nowy okres liturgiczny zwany Adwentem. W kościele katolickim ten święty czas ma przede wszystkim dwojakie zadanie do spełnienia:

1. Ma nas ludzi wierzących przygotować we właściwy sposób do przeżywania świąt Bożego Narodzenia, tej niezwykłej tajemnicy Wcielonego Słowa.

2. Zapowiada powtórne przyjście Chrystusa przy końcu świata i także nas przygotowuje na ostateczne spotkanie z Bogiem. Bo przyjdzie taki czas, w którym każdy człowiek stanie wobec Chrystusa i w prawdzie zobaczy, w jakim stopniu potrafił wypełnić to wszystko, co Miłosierny Bóg dla niego przygotował, czy Boże dary, które otrzymał, wykorzystał czy też zmarnował.

Ten czas naszego oczekiwania ma być dla nas wszystkich źródłem radości przeżywanej w duchu miłości. Z tej racji, że "Pan jest blisko", musimy dokonywać oczyszczenia naszego serca przez czyny pokutne, ale nasza pokuta ma być wypełniana z wielką nadzieją w sercu, że Pan przychodzi do mnie jako Zbawca i Odkupiciel.

Adwent nieustannie przypomina, że całe nasze życie jest oczekiwaniem. Człowiek to istota, która ciągle do Kogoś lub do czegoś zdąża. Gdy już w naszym życiu nie ma oczekiwania, to stajemy się ludźmi bardzo samotnymi i nieszczęśliwymi.
Gdy czytamy teksty biblijne w tym okresie liturgicznym, to zetkniemy się z wielkimi postaciami biblijnymi, które poprzedzały lub przepowiadały przyjście Mesjasza, a związane są z prorokiem Izajaszem, św. Janem Chrzcicielem i Matką Bożą.
To właśnie Bóg po grzechu pierworodnym, zostawił pierwszym rodzicom obietnicę zesłania Kogoś, kto dokona pojednania, a Naród Wybrany z wielką nadzieją wyczekiwał spełnienia się słów swojego Stwórcy.

Adwent to wierność chwili obecnej...
Ktoś kiedyś powiedział, że ludzie żyją w pełni tylko kilka miesięcy, natomiast przez całe życie trwają w stanie wyczekiwania i gdy mają już siedemdziesiąt lat, zostaje im w rękach ciężar kilku chwil życia. Pytanie, które warto sobie postawić w czasie Adwentu, to dlaczego nie miałbym żyć swoim życiem przez cały czas mojego istnienia?
My ciągle myślimy, że prawdziwe życie i prawdziwe moje bytowanie na ziemi rozpocznie się dopiero jutro.
Tak ciągle stajemy wobec stwierdzeń nam bardzo bliskich:
jutro zrobię swoją pracę,
jutro będę miał czas dla drugiego,
jutro będę dopiero przepraszać.

A po co czekać do jutra, żeby dopiero rozpocząć prawdziwe życie. Przecież któregoś dnia nie będzie już dla mnie jutra i już go nie doświadczę.

Chwytamy się nieraz przeszłości, bo wydaje nam się ważna dlatego, że ją już przeżyliśmy, ale ona była wczoraj, dzisiaj nie mamy nad nią władzy.

Przyszłość nas trochę kusi, bo w marzeniach układamy ją według swego gustu, ale przecież jeszcze jej nie ma i niepotrzebnie się aż tak bardzo nią zajmujemy.

Teraźniejszość jest z kolei tak niewielka i nieciekawa, że nie ma dla nas większej wartości, jednak tylko nad nią mamy władzę i życie nasze - kawałek po kawałku - składa się z obecnych chwil. Sądzimy, że wszystko jest przed nami: radość, szczęście, miłość, bogactwo, Bóg. To wielkie złudzenie. Zapominamy, że Bóg jest przy nas, dokładnie w tym miejscu, w którym się znajdujemy, w chwili, w której żyjemy, że to co ofiarowane, trzyma teraz w swoich rękach. Nie można być takim pielgrzymem na tej ziemi, który Boga pozostawia na skraju drogi, a sam biegnie za własnym cieniem.

Jeżeli chcemy przeżyć dobrze swoje życie i ten kolejny Adwent, to złóżmy przeszłość w ręce Boga, zostawmy Mu przyszłość, a w pełni przeżywajmy z Nim jedną po drugiej chwilę obecną naszego życia. Bo chwila obecna jest punktem wejścia Boga w nasze życie, przez nas w życie świata. Bóg nie wejdzie bez twojej zgody, musisz Go zaprosić, powiedzieć tak w momencie twojego Zwiastowania, a to może się dokonać w każdej chwili. Spraw ważnych nigdy nie odkładaj na później, a czyż życie nasze nie jest taką ważną sprawą?

Michał Anioł zwierzył się kiedyś pewnej hrabinie:
Mam już 86 lat i ufam, że wkrótce Bóg wezwie mnie do siebie.
- Ach, jest już Pan zmęczony życiem - zapytała wysoko urodzona.

- Nie - odparł wielki artysta - jestem właśnie stęskniony do prawdziwego życia.

Adwent to taki czas tęsknoty człowieka do prawdziwego życia z Bogiem.

Adwent to czas dla drugiego człowieka...
Ludzie dzisiejsi, czy to indywidualnie, czy też we wspólnocie, pragną i oczekują kontaktu z innymi.
Niektórzy myślą: mam ogromnie dużo znajomych, znam wielu ludzi, ponieważ ściskają rękę wielu ludziom, poklepują ich po ramieniu, ponieważ z nimi mieszkają, czy też pracują.
Jakże często się mylą. Pośród licznych relacji człowiek może być sam, jeżeli nie ma szeroko otwartych oczu i serca gotowego, żeby widzieć i przyjąć drugiego człowieka. Do nawiązania kontaktu nie wystarczy widzieć bliźniego, trzeba go przyjąć. Istnieje kryzys mieszkaniowy o wiele poważniejszy niż brak mieszkań, brakuje ludzi wewnętrznie gotowych na przyjęcie braci. Jakże trudno jest być domem dla wszystkich z zawsze otwartymi szeroko drzwiami. A przecież to również ma być dom bez "złych psów", które odstraszają, a to może być, twój charakter, pycha, egoizm, zazdrość, ironia, brak delikatności.
O jakże trzeba się modlić i prosić Boga, aby mój bliźni nie odszedł mówiąc: "nie śmiałem, bałem się, że mnie nie wysłucha, że nie zrozumie, że zakpi.

Jeżeli przyjmujesz kogoś u siebie, to po to, żeby odpoczął...
Jesteś zadowolony, gdy na dworcu kolejowym jest przechowalnia bagażu, bo wtedy swój bagaż możesz w nim zostawić i pójść zwiedzać miasto. Może warto być taką przechowalnią dla drugich. Niechże i oni mają możliwość złożenia tam swoich paczek ciężkich i przeszkadzających i niech już z lekkością pójdą w drogę.
Jeśli chcesz nawiązać kontakt z bliźnimi, uczyń wewnątrz swojego serca oazę tak, by każdy mógł w niej znaleźć dla siebie miejsce. Co znajdzie drogi człowiek, gdy przyjdzie do Ciebie? Jeżeli dzięki Tobie znajdzie się w obecności Boga, który mieszka w tobie, z pewnością odejdzie uspokojony, wzmocniony, rozradowany. Może warto każdego ranka przez kilka chwil spotkać się z Bogiem, by powierzyć Mu wszystkich, których spotkasz w ciągu dnia. W Nim ich umiłuj, a potem idź w drogę spokojny, ze wzrokiem czystym i uchem wrażliwym na wezwanie Boże, żeby wszystkich napotkanych w pracy, na uczelni, w domu, na ulicy przyjąć po królewsku.

W jednej z gazet znalazło się następujące ogłoszenie:
Poszukuje się człowieka, jednego z sześciu miliardów. Wielkość i wygląd zewnętrzny nieistotne. Konto bankowe i marka samochodu bez znaczenia. Czeka na niego interesująca praca. Wymagania są bardzo duże: więcej słuchać niż mówić, więcej mieć wyrozumienia niż gotowości do sądzenia, więcej pomagać niż oskarżać. Poszukuje się człowieka. Jeżeli czujesz się zdolny do tej pracy, zamelduj się proszę jak najszybciej do najbliższego bliźniego, a ten z pewnością się ucieszy.
Adwent to właśnie taki moment, w którym możesz się zgłosić...

Adwent to chwile spędzone na modlitwie...
Wśród ludzi, którzy się nie modlą albo modlą się mało lub źle. Są tacy, którzy nie wierzą w modlitwę i którzy myślą, że inne pilniejsze i pożyteczniejsze zajęcia na nas czekają; są również tacy, którzy przypisują jej siłę magiczną i posługują się nią, aby uzyskać zaspokojenie wszystkich pragnień, nawet najbardziej materialnych; są wreszcie tacy, którzy by nawet chcieli się modlić, ale uważają, że nie mogą albo nie umieją. Wydaje się, że w tych wszystkich przypadkach człowiek nie stawia modlitwy na właściwej płaszczyźnie, to znaczy na płaszczyźnie wiary.
Nie mów: "Nie mam co mówić, że kocham żonę, bo ona i tak o tym wie".
Nie mów także: "Nie trzeba mówić do Boga, On wie, że Go kocham".
Bo miłość wymaga, żeby się bezinteresownie zatrzymać, jeśli kochasz, musisz znaleźć czas na miłość.
Modlić się to się zatrzymać. Dać czas Bogu, codziennie, co tydzień, co miesiąc, przez cały rok.
W świecie współczesnym niedziela stała się dniem, który się dla siebie zachowuje, to jest nasz dzień. Zapomina się, że to dzień, który należy do Boga.

Gdy dziewczyna otrzymuje coraz mniej sms-ów od chłopaka, dobrze wie, że jej miłość jest zagrożona. Jeśli już się z Bogiem nie łączymy, nasza miłość jest w niebezpieczeństwie.
Jeżeli żyjesz z dala od Boga, stopniowo dojdziesz do wniosku, dobrze mi się żyje bez Niego.
Jeżeli żyjemy bez Niego, powoli o Nim zapominamy. A jeśli zapomnimy, dojdziemy do tego, że Go nie ma, że nie istnieje. Ten, kto zawsze stara się uzyskać coś od osoby kochanej, nie jest w relacji miłości, ale staje się kupcem. Nasza modlitwa jest często nazbyt handlowaniem z Bogiem, ty po prostu chcesz, żeby się opłaciło.
Bardzo często modlić się to znaczy prosić. Tymczasem modlić się, to najpierw stanąć bezinteresownie przed Bogiem ze słowami na ustach i w sercu: "Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje".

Skarżysz się, że często nie jesteś wysłuchiwany, a zapominasz, że lubisz odwracać role, bo przecież wymagasz od Boga, żeby:
spełnił twoją wolę,
wykonał twój plan,
wydał się tobie na służbę.
A przecież modlić się to:
prosić Boga, żeby wypełnić Jego wolę,
wykonać Jego plan,
oddać się całkowicie na Jego służbę.
Dlatego nie możesz prosić Boga, żeby wygrać na loterii,
zdać szczęśliwie egzamin,
uzyskać podwyżkę w pracy,
chyba, że dodasz "jeżeli sądzisz Panie, że przez to będę więcej kochał Ciebie i swoich braci - ludzi, których stawiasz na mojej drodze życia."

Zaufaj. Zawsze ufaj. Wiesz, że Ojciec nie może nie chcieć twego dobra. Bogu potrzebna jest twoja modlitwa. On może dać tylko wtedy, gdy Go poprosisz, bo nieskończenie szanuje Twoją wolność.

Adwent może ci pomóc, byś zawsze pragnął i oczekiwał tego niezwykłego dialogu z Bogiem.

Ks. prałat Bogdan Bartołd, Zamyślenia na czas Adwentu


Od siebie dodam - siostro Małgosiu, dziękuję.jesteś dla mnie przechowalnią tego bagażu.Jakkolwiek kuriozalnie to brzmi - jest niesamowite. I potrzebne.Wiem, wiem, siostra stosuje "Podaj dalej". Do Tabernakulum :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz