2.5.10

Maryjnie




I majowo tym samym, rzecz jasna.


Ta pieśń wywołuje we mnie całą gamę uczuć. I odniesienia do historii, i wspomnienia fascynujących wykładów z literatury średniowiecza na pierwszym roku mojej ukochanej polonistyki, i - wreszcie - jakąś taką nostalgię...

A tu, też bardzo mi przypadła do gustu, nowoczesna aranżacja tej pieśni, autorstwa Testimonium...




I na koniec - pofolguję swojemu zamiłowaniu do... hmmm... staropolszczyzny albo i staropolskości. Zamieszczam tylko fragment obszerniejszego artykułu, ale zapraszam do przeczytania całości, o TUTAJ

Podstawowym źródłem poznania staropolskiej pobożności maryjnej są nie tyle średniowieczne czy barokowe traktaty teologiczne (ilu je przeczytało?), co kazania (trafiały szerzej, ale też zacierały się w pamięci). Oraz słowa przez niepiśmienne społeczeństwo znane na pamięć, czyli pacierzowe „Zdrowaś Maryjo”, a także o wiele bogatsze w treści pieśni. Był to rodzaj samoczynnej katechezy i komentarz do skondensowanego przekazu ikonicznego, jaki za pierwszych Piastów był skromny – jako że karolińska formacja chrześcijaństwa, którą otrzymaliśmy, skłaniała się znacznie bardziej ku czci relikwii niż obrazów. Jeśli zestawić najstarsze zachowane polskie pieśni maryjne, łatwo zauważyć ich chrystocentryzm. Właściwym adresatem „Bogurodzicy” (XIII w.) jest syn Boży (Bożyc), a osobami pośredniczącymi – Maryja i Jan Chrzciciel. Plastyczna kompozycja tej modlitwy wstawienniczej do Chrystusa-Sędziego, zwana „Deesis”, znana od dawna w sztuce bizantyńskiej, przyjęła się na Zachodzie w XI-XIII w. Pieśni z XV w. wyrażają to samo ufne oczekiwanie. „Miła Panno racz nas wspomóc (...). Wierzymy, iż cię wysłusza ten, jen wszytkim światem rusza”. Liczne zwrotki rymują ewangeliczne opisy Zwiastowania, Narodzenia, Ukrzyżowania, Zmartwychwstania, nasycone teologią zbawienia, nie oddzielając od Chrystusa tej, która jest „na zyskanie tego świata przez owoc swego żywota, Panna wielmi święta”. Każda z 11 zwrotek tej pieśni („Zdrowaś, Królewno wyborna”) z 2. połowy XV w. jest prośbą, by u „Chrysta nazareńskiego” wstawiła się „Matka nasza miłosierna”, co rodząc Boga, „zbawienie ludzkie zrządziła”. Przeto „słodkie twoje Wspominanie – ty nam drogę ukazujesz”. Mnóstwo ludzi śpiewając te słowa, patrzyło na obraz Hodegetrii – Wskazującej Drogę, czyli wizerunek Maryi wskazującej na trzymanego Syna, który jest Drogą, Prawdą i Życiem. W Małopolsce, gdzie w XV w. co czwarty kościół nosił wezwanie maryjne, najbardziej rozpowszechnione ujęcie Hodegetrii było gotycką wersją bizantyńskiej ikony (dziś np. w Bytomiu, Kątach, Płokach, Rudawie, Rychwałdzie), zwanej przez historyków sztuki Madonną Piekarską (dziś w katedrze w Opolu) lub Doulebską. Przedstawiała, podobnie jak częstochowska, Matkę z Dzieckiem o twarzy młodzieńca, który gestem błogosławiącej prawicy przekazuje wiernym przedwieczną mądrość, zawartą w trzymanej księdze. Bogurodzica chce oddać Syna wszystkim, którzy mu uwierzyli. Ona tronem łaski, z którego Logos wcielony naucza. Jej wskazujący Emmanuela gest to także: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2, 5) z Kany Galilejskiej.
(...)
W polemiczno-apologetycznych wystąpieniach autorzy katoliccy przywoływali postanowienia Soboru Trydenckiego, który przypomniał, że obrazy czci się nie dlatego, „żeby w nich jakie bóstwo albo moc jaka była, dla której by je czcić miano. Albo żebyśmy od nich czego żądać albo prosić mieli jako poganie czynili”. Cześć odnosi się do przedstawionej postaci. Z woli soboru i synodów duchowni mieli przypominać wiernym naukę, która odrzucając oskarżenia innowierców, jednocześnie korygowała dewiacje masowej pobożności, traktującej czczone wizerunki jak rodzaj obecności namalowanej persony, żywego organu czy zamieszkania jej mocy.

I dlatego rażą mnie, dość często jednak spotykane (ostatnio widziałam nawet w pewnym klasztorze), wizerunki Matki Częstochowskiej, z których wycięto Jej Syna. Wszak to kompletnie zmienia pierwotną wymowę "maryjności"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz